Not logged in | Log in | Sign Up
Mam sceptyczne nastawienie do tak mocnego obciążania dachu w pojazdach. Niewątpliwy faktem jest, że jest to jedyna droga, jeżeli chcemy zachować jak największą ilość miejsc siedzących przy jednoczesnym zachowaniu wymogu 100% niskiej podłogi. Niemniej ponad 2t na dachu, na pewno negatywnie wpływają na prowadzenie się pojazdu. Dodatkowo jestem świecie przekonany, że tak mocne obciążenie słupków (kratownicy), za pewien czas na pewno da o sobie znać. W całym tym rozwoju pojazdów elektrycznych chyba chodzi też o to, aby skracać technologiczny cykl życia autobusów. W końcu w takim pojeździe elektrycznym po zużyciu się baterii (co następuje średnio po 7-10 latach eksplantacji), mało kogo będzie stać na wymianę nośników energii.
Niestety idzie to w tym kierunku. Przykład unieważnionego przetargu w Tczewie wskazuje, że wszyscy oferenci (za wyjątkiem prawdopodobnie BP Toura, który ostatecznie wycofał się) skalkulowali cenę w taki sposób, że zakupione elektryki po zakończeniu 10-letniego kontraktu nie będą nic warte, czyli zakładają ich kasację lub ewentualnie sprzedaż za grosze. Trzeba też pamiętać, że tak ciężkie autobusy będą bardzo niszczyły infrastrukturę drogową (jezdnie, zatoki przystankowe). Osobiście od dawna uważam, że na dziś sensowną opcją, zwłaszcza w gdyńskich warunkach, są elektryki z ładowaniem dynamicznym z sieci napowietrznej, takie relatywnie lekkie, z bateriami w komorach przypodłogowych zapewniające zasięg ok. 40 km. Niestety miasto nie ma żadnej strategii odnośnie wdrażania elektromobilności (ta istniejąca to zbiór bajek i baśni, która już teraz nie jest realizowana w praktyce). Nie wiadomo np. czy i w jaki sposób miasto zamierza zapewnić prywatnym przewoźnik dostęp do miejskiej infrastruktury ładowania pojazdów, w sytuacji gdy za chwilę w przetargach będzie wymagane wprowadzanie pojedynczych elektryków.